sobota, 21 maja 2016

Rozdział I

       Hej miśki. Nie było mnie długo ale od teraz to się zmieni będą częściej rozdziały. A teraz zapraszam do czytania.
Całuski Alexa & Caro & Anahi




09.07.1990 (poniedziałek)
Był słoneczny poranek. Promienie słońca przebijały przez okno pewnego domu na śliczną twarz dziewczyny, która już powoli otwierała swoje oczy. Ta dziewczyna miała na imię Alexadra.
Wstała i wykonała codzienną, poranną toaletę. Gdy wychodziła zobaczyła że już jest 10:00.
- I znowu się spóźnię! Przecież ona mnie za to udusi! - krzyknęła spanikowana.
Umówiona była na jedenastą na spotkanie, a wątpiła w to, że się wyrobi.
Szybko założyła ubrania i pobiegła do pokoju Jasmine, zobaczyć,czy się obudziła.
Gdy wbiegła do pokoju Jas, zauważyła, że dziewczyna słodko śpi.
- Śpiochu, wstawaj! - krzyczała Alexa wskakując na łóżko. Zaspana i przerażona Jasmine prawie spadła z łóżka.
- To, która jest już godzina? - zapytała, przecierając oczy piąstkami.
- Jest już po 10:00! - odpowiedziała Alex, wstając z łóżka siostry.
- Przecież to niemożliwe! - upierała się Żmijka i popatrzyła na zegarek. - O nie! - dziewczyna szybko wzięła potrzebne rzeczy i pobiegła do łazienki.
W tym czasie Alexa poszła szybkim krokiem do swojego pokoju, spakowała niezbędne rzeczy i po 30 minutach szaleńczego biegu, była gotowa.
Poszła sprawdzić, czy Jas jest już wyszykowana. Delikatnie zapukała do drzwi jej pokoju.
- Proszę! - usłyszała głośny krzyk.
Weszła do pokoju i popatrzyła na Jasmi.
- Gotowa? - zapytała, podpierając lewą rękę o biodro.
- Prawie, nie mogę znaleźć swojego portfela oraz komórki - odpowiedziała Jas szukając wymienionych wyżej rzeczy.
- Portfel... 1 szuflada od góry w  komodzie, a komórka pod poduszką.
- Rzeczywiście. Dzięki siostra! - Uszczęśliwiona podbiegła do Alex i ją przytuliła
- To co szybkie śniadanie?
- Mhm, z chęcią.. - mruknęła Jasmine.
Pośpiesznym krokiem ruszyły w stronę kuchni, skąd wydobywał się śpiew ich taty oraz aromat smażonego bekonu.
- Dzień dobry, tato! - powiedziała Alex dając tacie buziaka w policzek.
- Tato, mamy prośbę, mógłbyś nas podrzucić samochodem do tego nowego sklepu odzieżowego? - spytała Jes, także witając się z tatą buziakiem.
- Oczywiście! - odpowiedział pan Lafin, uważając, by nie spalić jajecznicy z bekonem.
- Hm, jak on się nazywał... - Zastanowiła się na chwilkę Alexadra - Ach! Wiem, Vêtements Merveilleux*!
- Okej, to jedzcie, będę w czekał samochodzie! - odpowiedział ich ojciec, zdjął jajecznicę na talerze i wyszedł na zewnątrz.
Dziewczyny zjadły śniadanie w 15 minut i energicznym krokiem ruszyły do samochodu. Po kilku minutach jazdy autem byli, już na miejscu.
Pożegnały się z tatą, który powiedział, żeby dobrze się bawiły, były ostrożne i wróciły przed 22:00 - codzienna śpiewka…
Zaczęły się rozglądać za ich wspólną przyjaciółką. Nagle usłyszały, że ktoś ich woła.
Odwróciły się w stronę, z której dobiegał głos, a wtedy rzuciła im się na szyję Carolina.
- Caro, bo nas udusisz. - powiedziała Alexa, gdy rozpoznała rówieśniczkę.
- Myślałam, że już nie przyjedziecie! Tak się za wami stęskniłam! Muszę Wam kogoś przestawić.
- Spokojnie, uspokój się. Z chęcią tę osobę poznamy! - odpowiedziała Jas, wyrywając się z uścisku przyjaciółki i śmiejąc się.
- Czeka w naszej kawiarence. Chodźcie! - ponagliła przyjaciółki Carolina.
Podeszły do stolika w kawiarence, przy którym siedziała czarnowłosa dziewczyna.
Uśmiechnęła się do nich, gdy podchodziły do niej wolnym krokiem.
Usiadły przy stoliku odwzajemniając uśmiech.
- Już jesteśmy! Dziewczyny poznajcie moją przyjaciółkę, Lilkę. Lili poznaj moje przyjaciółki Alexę i Jasmi... - Caro przedstawiła wzajemnie dziewczyny.
- Alexadra Lafin, miło Cię poznać. Mów do mnie po prostu Alexa. - podała dłoń dziewczynie uśmiechając się przyjaźnie do niej.
- Jasmine Lafin, siostra Alex! Cieszę się, że mogę Cię poznać. A do mnie mów Jas - powtórzyła gest Alexy Jasmine.
- Liliana Snape, mi też miło Was poznać. Caro bardzo wiele mi opowiadała o Was. Na mnie mówcie Lili lub Lilka! - uścisnęła dłonie obu dziewczyn, uśmiechając się do nich.
- Coś czuję, że zostaniemy na zawsze przyjaciółkami - stwierdziła Alexa
- Ja też tak czuję. - potwierdziła Lilka. A reszta dziewczyn skinęła głowami.
- No, to dziewczyny, teraz zamawiamy lody i zostajemy, czy idziemy na podbój sklepów? - spytała Jas, wiedząc jaka będzie odpowiedź.
- Zamawiamy i idziemy! - powiedziały chórem reszta dziewczyn.
W tej samej chwili do dziewczyn podszedł młody, przystojny kelner. Przyjaciółki złożyły zamówienie, a ich dalsza rozmowa stoczyła się w kierunku najprzystojniejszych i najmilszych chłopaków jakich znały. W końcu były to tylko, a może aż, przyjaciółki!
- Dziewczyny, to idziemy na podbój tego nowego sklepu, a później może na plażę? - Spytała Czarnowłosa Liliana
- Ok, w sklepie kupimy z Jas stroje kąpielowe, ręczniki i jakiś krem, bo nie wzięłyśmy - powiedziała Alex.
Dziewczyny kiwnęły głową. Po minucie kelner przyniósł lody wraz z rachunkiem, który Caro opłaciła, nie zważając na protesty reszty dziewczyn. Pożegnały się z obsługą i poszły do sklepu. Oczywiście, zjadły lody zanim weszły. Gdy weszły ogarnął ich szał zakupowy. Po 3 godzinach wybierania różnych ubrań, butów i innych, stwierdziły, że już koniec i czas iść na plażę. Cała czwórka wesoło rozmawiała o różnych drobnych sprawach. Na szczęście rzeczy mogły zostawić w dyspozycie. Gdy już rozłożyły się i zostały w samym bikini. Poszedł do nich jakiś chłopak.
- Hej, dziewczyny. Mam pytanie, to Wy jesteście panny Lafin, Snape i Potter? - spytał uprzemie.
- Tak, a o co chodzi? - spytała Lilka Snape
- Poproszono mnie, żebym wam przekazał listy - powiedział, uśmiechając się i podając jej koperty.
- Rozumiemy. Dziękujemy bardzo. Miłego dnia - odpowiedziała i usmiechnęła się do niego Alexa. Lili podała im właściwe listy i popatrzyła się na pieczęć na kopertach.
- To przecież list z Akademii Magii Beauxbatons!**- powiedziała zszokowana.
- Zgodzę się z Liliś - potwierdziła Caro.
- Czekajcie, jakiej Akademii Magii? Co to ma znaczyć? - zapytały równo panny Lafin.
- Ech, może spotkamy się u Was dziś i wam wszystko opowiemy z Caro - odpowiedziała czarnowłosa.
- Ok, to o 17:00, ale teraz tak do 15:30 zostańmy na plaży i poróbmy coś. Może jakichś fajnych chłopaków spotkamy.- Odpowiedziała Jasmi, patrząc na podręczny zegarek.
- Tobie zawsze chłopaki w głowie - Zaśmiała się siostra, a reszta zawtórowała jej.
*W tym czasie. Hiszpania. Dom Rodriguez*
Rodzina Rodriguez jadła właśnie obiad, gdy jakaś sowa zapukała do ich okna.
Pan domu poszedł i wpuścił sowę, a ta podleciała do córki i upuściła list, chwyciła leżącą grzankę, a następnie wyleciała przez okienko. Laureline popatrzyła na kopertę i pieczęć.
- Tato, mamo, to list z Beauxbatons! Nareszcie! - uśmiechneła się i rzuciła się mamie na szyję, upuszczając list na podłogę.





c.d.n.


*Vêtements Merveilleux - z francuskiego: Cudne Ciuszki.
** Wprawdzie do Akademii Magii Beauxbatons idą 8-letnie dziewczynki, lecz zmieniłam to na potrzebę opowiadania.


-----------------------------
Zbetowała Anahi Avyllo



1 komentarz:

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic